Prezentujemy przygotowaną przez Krajową Izbę Gospodarczą w Warszawie analizę dotycząc kryzysu na rynku pracy spowodowaną epidemią koronawirusa.
Analiza została opracowana przez: Piotra Soroczyńskiego – Głównego Ekonomistę KIG we współpracy z
Przemysławem Ruchlickim – Ekspertem prawno-gospodarczym KIG.
Na utratę pracy są narażeni prawie wszyscy. Jeżeli przedsiębiorcy natychmiast nie dostaną pomocy od państwa, lawina zwolnień ruszy. Zacznie się od mikrofirm (podwykonawców i małych zakładów rzemieślniczo-usługowych), w większych firmach pewnie będą to przymusowe postoje. W efekcie spadnie popyt na towary i usługi we wszystkich branżach (klienci nie będą mieli pieniędzy na zakupy).
Najbardziej narażone branże można już wskazać – to turystyka (700 tys. zatrudnionych) transport, głownie międzynarodowy (700 tys. zatrudnionych), gastronomia i restauracje (300 tys. zatrudnionych), kultura, edukacja, rozrywka (150 tys.), hotele (120 tys.). Gdyby ostrożnie założyć, że pracę straci 20% zatrudnionych w tych branżach, mówimy o 400 000 potencjalnych bezrobotnych (na 16,5 mln zatrudnionych). A należy pamiętać, że branża turystyczna już nie funkcjonuje praktycznie wcale, podobnie jest z kulturą i rozrywką.
Przy dynamice PKB zredukowanej do 1% popyt na pracę może ulec zmniejszeniu o około 2% – 3%. Przy recesji na poziomie 5% popyt na pracę może ulec zmniejszeniu o około 7% – 8%. Obecnie pracujących mamy około 16 mln osób. Jeden % od tej wartości to 160 tys. osób. Zatem optymistyczny scenariusz to 400 tys. zwolnionych osób, pesymistyczny to nawet 1,3 mln.
Wszystko rozstrzygnie się w najbliższych dniach i jest uzależnione od działań rządu. Patrząc na to, co robią nasi sąsiedzi (np. Czesi i Węgrzy, którzy już uruchomili pomoc dla firm), wyjście Polski z nadchodzącego kryzysu będzie dłuższe. Banki już zapowiadają większą ostrożność przy udzielaniu kredytów. Jeżeli pomysł z Tarczy o możliwości odroczenia spłat pożyczek na 12 miesięcy wejdzie w życie, z Polski zniknie cały pożyczkowy sektor pozabankowy. Możemy obudzić się w rzeczywistości, w której nie będzie środków na pobudzenie mikroprzedsiębiorczości.
Nie należy się spodziewać większych migracji między branżami w najbliższych tygodniach. Ewentualne przetasowania na rynku pracy zaczną się, kiedy rozpoczniemy próbę uruchomienia gospodarki po przymusowym przestoju. To, jak będzie wyglądało przebranżowienie i jak silne będzie, dowiemy się dopiero za dwa – trzy miesiące, kiedy będzie można ocenić, które branże i w jakim stopniu ucierpiały. Na pierwszy rzut oka handel rzeczywiście może się wydawać atrakcyjny dla szukających pracy w kryzysowych czasach. Tu jednak dobra koniunktura panuje wyłącznie w sklepach spożywczych. Pozostały handel zamarł i raczej nie będzie potrzebował nowych pracowników. Zakładamy ucieczkę z handlu (co byłoby podtrzymaniem dotychczasowego rynkowego trendu).
Próbując wskazać branżę, do której pracownicy będą próbowali przejść, to pewnie jest to administracja publiczna i samorządowa. W czasach kryzysu pewność zatrudnienia jest bezcenna. Firmy będą musiały na nowo zdefiniować procesy produkcyjne i zarządcze. Na rynku pojawi się większe zapotrzebowanie na kierowników takich projektów. Tu jednak potrzebna jest specjalistyczna wiedza i doświadczenie.
Być może nasili się zjawisko samozatrudnienia w obszarze drobnych usług, opieki nad dziećmi, ale to będzie zależało od popytu wśród ludności.
Generalnie przebranżowienie się nie jest prostą sprawą. Tam, gdzie nie jest wymagane konkretne wykształcenie kierunkowe i doświadczenie, często potrzebne są specjalistyczne kursy i zaświadczenia (jak chociażby w branży budowlanej).
Źródło: https://kig.pl/solidarnizbiznesem-kryzys-na-rynku-pracy-analiza-kig/